Biblioteka

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Biblioteka Marsha – Dublin, fot. M. Socha

          Półmroczny korytarz. Przede mną ledwie oświetlone biblioteczne gabloty.

Może są w nich tajemnicze wskazówki dla dalszych pokoleń, a może dla zwykłych, codziennych śmiertelników oglądających tłumnie przyjazne, piętrowe rzędy książek.
Nie dotknę żadnej z nich, bo nie wiem czy któraś z nich jest dla mnie. Mijające stulecia zajęły im najlepsze miejsca.
Kolejne lata jak jasne szale wpadają do otwartych na ogród pokoi, a ja stoję na końcu korytarza i przyglądam się.
Gdy idę parę kroków przed siebie, dusze książek postępują za mną i zaglądają mi w oczy, dotykam ich jak liter na niewidzialnych kartach.
Popiersia filozofów i pisarzy patrzą z melancholijną rezygnacją na kurz codziennie ścierany z ich dzieł umieszczonych przed ciekawskimi na najwyższych półkach.

Promień słońca wpada do środka sali i wskazuje tylko jedną książkę, co z tego, że ona jest na piętrze. Rozglądasz się za schodami na górę, przystawiasz do półki drewnianą, dębową drabinę i wchodzisz w górę to tylko parę szczebli i promienie słońca przesuwają się po grzbietach książek, po twojej zastygniętej w powietrzu dłoni.
Którą z nich weźmiesz, na którą zdecydujesz się, czy ktoś nie oszukuje cię, a może pokazuje ci tylko przemijanie dotykając delikatnym, ciepłym promieniem kolejnych obwolut.
Gdy wyjmiesz z półki tę jedną, jedyną otworzysz ja niecierpliwie.

Jej okładka będzie ciepła, jak skroń człowieka, karty nie są jednakowe. Zaczniesz czytać i twoje oczy będą śledzić losy świata, podniebne podróże, zawiłości ludzkiego serca, twoja księga nie będzie jedyna.

Nagle biblioteka się zapełni. Sylwetki ludzi między regałami i na drabinach będą wypełniać przestrzeń, zapach zakurzonych książek będzie silniejszy niż zwykle.
Wtedy słońce zajdzie i w bibliotece zapalą się lampy.
Ludzie skupią się przy nich i będą wyglądać jak nieznane plemiona wyznające jakąś religię.